izdebnik, zabytki Szlifuj swój angielski izdebnik, zabytki
www.izdebnik.pl - STRONA W PRZYGOTOWANIU ! Copyright 2005r. e-mail: izdebnik@izdebnik.pl
Główna Historia Turystyka Zdrowie Sport Edukacja Biznes Rozrywka OSP PKS Fotografia
Izdebnik - , gm. Lanckorona. Nazwa; prawdopodobnie pochodzenia wołoskiego. Wołosko-rumuńskie słowo „istep” oznacza osadę, miejsce zamieszkałe
HISTORIA
Izdebnik
Galeria zdjęć
LEGENDY
Jak to się zaczęło?
Jarzębiak izdebnicki
Boginki z Izdebnika
ZABYTKI
Kościół św. Małgorzaty
Zajazd Stara Poczta
Stara Szkoła
Zespół dworski
Jak to się zaczęło ?

legendy izdebnika herb

     Jak tylko Wszetrop pamięcią sięgał zawsze tu był. Podobno tu przyszedł na świat, tu w chłopięcych latach na wszystkie drzewa wdrapał się i wiele kamyków w rzekę wrzucił. Kiedy przyszedł jego czas wziął sobie Gościsławę i wiele zim już z nią przemieszkał, a owoc ich wielkiego trudu w sporej liczbie po obejściu się uganiał. Starsze, ręce swe ku pożytkowi rodu trudzili zajmując się wypasem owiec, a młodsze wydając okrzyki wojenne brali się za bary wesoło baraszkując.
     Wszetrop kończył rozciąganie nowych pęcherzy baranich w lufcikach - okienkach w swojej chucie. Stare błonki zrobiły się już kruche, pękały, a i światła mało już przepuszczały do wnętrza bo sczerniały od dymu, który każdego dnia kolorowił je dając zebranym ciepło i ciepłą strawę. Kiedy skończył, oglądną swoje dzieło. "Dobrze", był zadowolony.
Gościsława, po dokładnym wypłukaniu w rzece, suszyła mech na swoje babskie przypadłości. Co prawda, potrzebowała go już mniej, ale zawsze jednak.
     W promieniach słońca Gościsława zobaczyła dziwne zjawisko, przy rzece zatrzymał się dziwny oddział, nieznani nikomu dziwni podróżni. Wylękniona czym prędzej pobiegła do chaty (w poczuciu bezpieczeństwa wołając po drodze swoje dzieci), aby o tym powiadomić Wszetropa. Ruch wokół chaty przykuł uwagę podróżnych, którzy po napojeniu koniobmyciu rąk, skierowali się prosto w stronę chaty. Strach padł na Gościsławę "Toż to ich siła i wyglądają tak mężnie, tak groźnie " i skierowawszy oczy ku słońcu myślą tylko westchnęła: " Swarożycu uchowaj" Bardziej opanowany i mniej strachliwy był Wszetrop, mający w uznania gościnność za najświętsze prawo i obowiązek "Gość w dom - Bóg w dom ". Jego oczy i czoło malowało wiernie co czuł i myślał w tej chwili widząc przybyłych.
     Z radością też ich powitał. Kazał starszym dzieciom nanieść wody, aby obmyli się z kurzu i zaprosił ich do chaty, posadził gdzie mógł i zaczął częstować czym chata bogata. W czasie posiłku zaczęli przegadywać do siebie. Wszetrop dowiedział się, że oni wiozą księżniczkę czeską na żonę dla księcia Mieszka, tego co hen, daleko w Gwiezdnie przebywa. Książę ten niebawem, tę oto Dobrawę poślubi wobec Boga jedynego w Trójcy Przenajświętszej... itd. Nie bardzo Wszetrop cokolwiek z tego rozumiał, "ale niech ta będzie... chyba to nie są źli ludzie, kiej tak życzliwe prawią co i jak". Posłał zatem jeszcze raz Gościsławę do komory po zapasy i uczta trwała nadal.

- Dobry z ciebie gospodarz - ze zdziwieniem chwalą goście - kiedy wystarczy ci jadła dla takiej gromady. Dzięki ci za gościnę. Masz tu na pamiątkę, że Dobrówkę w swojej izdebce gościłeś, te oto kamienie, niech ci one - tak jak innym - szczęście i dobrobyt przyniosą.

Podziękował Wszetrop uniżenie, bo takich zielonych kamyków jeszcze nie widział. Widział raz żółty kamień, co go jantarem zowią, jak jacyś podróżni kierujący się w tę stronę gdzie słońce w polowie nieba siedzący mocno przypieka, ule to już było dawno, wiele zim nazad, u tu takie dzwy: zielony kamień[9] na szczęście.
     Wszyscy już podnieśli się gotowi do odejścia gdy nagle jeden z nich w bogato zdobionych szatach przemówił:

- W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. Błogosławię ciebie kmieciu i chatę twoją, i dzieci twoje - następnie uczynił dziwny znak prawą ręką, taki: z góry na dół i później jeszcze od lewej strony do prawej.

Zebrani : Wszetrop, Gościsława i ich dzieci słuchali tego ze zdziwieniem nic nie rozumiejąc. Jednak wzruszeni i pełni wdzięczności mniemali, że to jakieś pewne zaklęcie.
     Orszak oddalił się, ale w izbie gdzie przed chwilą ucztowali goście jakaś dziwna, inna woń długo unosiła się w powietrzu, jakiś odświętny klimat zapanował wewnątrz chaty. Zebrana wokół domowego ogniska rodzina zaczęła śpiewać pieśni, wspominano zmarłych przodków. Gościsława zabrała młodsze dzieci i poszła z nimi na święte miejsce pochówku - groby przodków, aby modlitwą uczcić ich duchy i zostawić ofiary na grobach: groby polała mlekiem, poustawiała na nich misy z jadłem.
     Wieść o dziwnych gościach, dziwnych kamykach i dziwnym zaklęciu rozeszła się po sąsiadach. Przychodzili, chcieli zobaczyć tę izdebkę gdzie się goście zatrzymali. Każdy przyrządzał tak swoja izdebkę jak u Wszetropa w chacie było - wieszali takie same zioła na ścianach, w kątach stawiano takie same snopy jak u Wszetropa, na ławie do posiłku kładli takie same kwiaty mając nadzieję, że jak znów podobny orszak kiedyś pojedzie to może tym razem w innej chacie się zatrzyma, bo wszędzie jest tak samo. W ten, to sposób, za kilka lat, takich samych "izdeb" było kilkanaście, a z każdym rokiem przybywały nowe. Dzieci Wszetropa i Gościsławy szły już na swoje i budowali sobie takie same chaty jak ojcowie mieli. Izdeb było coraz więcej; tu nad rzeką izdeb, tam dalej izdeb, na pagórku izdeb, za wielkim dębem izdeb, wszędzie było już pełno izdeb.
U schyłku swojego życia, kiedy już bardzo niedomagał, Wszetrop wybrał się do swojego syna w odwiedziny na górkę. Kiedy zmęczony wdrapał się na górkę, wzrok jego skierował się w dół, ku rzece. Zamyślony patrzył długo; długo, ale z zamyślenia wyrwały go nadbiegłe od chaty wnuki. Wszetrop objąwszy ich ramionami powiedział:

- Patrzajcie tam, kiedy ja byłem młody, tam nad rzeką ino moja izba stała, a teraz toż to cały IZDEBNIK.

Wszetrop niebawem zmarł, a jego wnuki, i wnuki wnuków osadę wzdłuż rzeki IZDEBNIKIEM zwali. Nazwa się przyjęła i tak już zostało.

[9] turkus
Źródło:
Biblioteka szkolna w Izdebniku